Publikujemy kolejną rozmowę w cyklu „Okiem opiekunki”. Tym razem o swojej pracy opowie opiekunka również o imieniu Ewa. O wyciągnięciu na spacer podopiecznej, po kilku latach spędzonych w czterech kątach i o… sile młodości.
– Cześć Ewa! Prosiłam Cię o rozmowę, bo zapadła mi w pamięć pewna Twoja radosna opowieść. Wspominałaś panią, która po wielu latach siedzenia w domu, wyszła na dwór i to dzięki Twojej pracy z nią. Opowiedz, proszę nam o tej historii. Jak to się robi, aby wyciągnąć kogoś z domu, kto zapiera się rękami i nogami. Jak do tego doszło? Jak przebiegała wasza znajomość?
– Panią Izę poznałam latem zeszłego roku, była jedną z pierwszych osób, którymi się opiekowałam. Jest bardzo wrażliwą, pogodną kobietą z poczuciem humoru, której los niestety nie oszczędził. Utrata bliskich w krótkim odstępie czasu doprowadziła Panią Izę na samo dno depresji. Wtedy pojawiłam się ja – początkująca, przerażona opiekunka. Jednak ten stres okazał się być zupełnie niepotrzebny, ponieważ z Panią Izą szybko znalazłyśmy wspólny język. Obie jesteśmy bardzo rozmowne, więc nigdy nie doświadczyłyśmy niezręcznej ciszy. Szybko zdobyłam zaufanie Pani Izy i poznałam jej historię. Dowiedziałam się, że ostatnie trzy lata spędziła w swoim łóżku i nie miała ochoty z niego wychodzić. W tym czasie wiele rzeczy zmieniło się w jej życiu. Brak ruchu spowodował zanik mięśni w nogach, a jej rehabilitacja odbywała się w łóżku. Pani Iza ubolewała nad tym, jak bardzo depresja negatywnie wpłynęła na jej wygląd. Wspominała, jaką była elegancką kobietą, że potrafiła się dobrze ubrać, miała starannie wykonany makijaż, wystylizowane włosy, a w trakcie choroby nie mogła spojrzeć w lustro.
– Oj, niestety często utrata niezależności, samodzielności, depresja i zmieniony wygląd są ze sobą powiązane. W jaki sposób pracowałaś z panią, by jej pomóc z tego wyjść?
– Mając już tę wiedzę, postanowiłam zrobić wszystko, aby zmotywować Panią Izę do wyjścia z łóżka. Już przy trzecim naszym spotkaniu prośby zamieniły się w czyny. Droga od łóżka do ogródka stanowiła duże wyzwanie, ponieważ przeszkodę stanowiły cztery schodki, które dzieliły nas od sukcesu, a po nich nie da się zjechać wózkiem. Pani Iza była przerażona i chciała się wycofać, jednak byłam uparta i naciskałam, żeby spróbowała, skoro udało jej się pokonać drogę do drzwi wejściowych, a jakieś schody nie będą stały nam na przeszkodzie. Wpadłyśmy na pomysł, że Pani Iza zjedzie po schodkach jak na zjeżdżalni.
– Ha, ha! to trochę jak mała dziewczynka!
– Tak, później, gdy już opadł stres, śmiałyśmy się z tego. Ale pilnowałam, żeby nic jej się nie stało, a tuż przy schodach czekał wózek, na który ją przetransportowałam. W ten sposób Pani Iza po raz pierwszy od lat wyszła na zewnątrz! Byłam z niej bardzo dumna, że pokonała swój strach i mi zaufała. Od razu zaczęła zachwycać się owocami na drzewach, które posadziła jeszcze przed chorobą.
– To już pierwsze oznaki powrotu do zdrowia!
– Gdy siedziałyśmy w ogródku, krewny Pani Izy wracał z pracy i nie mógł uwierzyć własnym oczom, jakim cudem udało mi się namówić ją na wyjście z łóżka. Z czasem Pani Iza zaczęła poruszać się po domu na wózku inwalidzkim, czasami korzystała z chodzika, pod warunkiem że miała przy sobie asekurację na wypadek upadku. Paniczny strach przed upadkiem powodował, że jej nogi trzęsły się jak galareta, a każdy kolejny krok kosztował ją wiele stresu.
– Jak dalej przebiegała Wasza znajomość? Jeździłaś do niej jeszcze? Masz jakieś wiadomości, co się u niej dzieje?
– Minął rok odkąd się poznałyśmy. Była przerwa od naszych spotkań, ale po kilku miesiącach ponownie zaczęłam odwiedzać Panią Izę. Zauważyłam ogromne postępy w jej codziennym funkcjonowaniu. Obecnie Pani Iza jest w stanie poruszać się po domu o własnych siłach, wspomagając się wózkiem inwalidzkim. To zasługa pań rehabilitantek, które również dzielnie towarzyszyły jej w procesie usprawniania. Z czasem zauważyłam, że Pani Iza ma więcej werwy do życia. Zaczęła coraz częściej poruszać się po mieszkaniu i wykonywać drobne prace porządkowe. Cieszyłam się bardzo, że miała chęć zadbania o swój wygląd i zdrowie. Byłyśmy razem u okulistki, która stwierdziła zaćmę w obu oczach. Następnie w szpitalu wykonano kolejne badania i aktualnie czekamy na termin operacji. Jak już wspominałam, Pani Iza lubiła i potrafiła się dobrze ubrać, więc gdy tylko zaczęła się lepiej czuć psychicznie, wpadła w szał zakupowy, a jej szafa wzbogaciła się o nowe ubrania. Za każdym razem, gdy się widziałyśmy, komplementowała mój ubiór, mimo że miałam na sobie pierwsze lepsze rzeczy z szafy. Myślę, że nawet gdybym odwiedziła ją w worku na śmieci, to i tak powiedziałaby, że wyglądam pięknie. Zapragnęła również zmienić kolor włosów, więc szybko zabrałyśmy się do farbowania. Kiedyś spiłowałam i pomalowałam jej paznokcie, aby poczuła się bardziej kobieco. Te wszystkie pozytywne zmiany, które dostrzegłam, dają nadzieję, że Pani Iza wyjdzie kiedyś na prostą i odzyska szczęście.
– Na pewno tak się stanie. A Ty będziesz miała świadomość, że dołożyłaś mały kamyczek do jej ogródka. Jesteś młodziutką osobą, jak Ci się pracuje w tym zawodzie wymagającym empatii i siły psychicznej? Czy młody wiek to wada czy zaleta, jak podopieczni reagują, gdy widzą młodziutką opiekunkę?
– W pracy poznałam wiele wspaniałych osób, z którymi nawiązałam więź. Każdy człowiek to inna, niezwykła historia. Między mną a moimi podopiecznymi jest duża różnica wieku, jednak nie stanowi ona bariery w komunikacji. Wręcz przeciwnie, osoby, które są pod moją opieką, często mówią, że czują się przy mnie młodziej, a ja czerpię wiedzę z ich lat doświadczeń i mądrości życiowej. Przed rozpoczęciem tej pracy obawiałam się, że ze względu na swój wiek, nie będę wzbudzać zaufania u innych. Jednak mam z wszystkimi dobre relacje i już nie muszę się tym martwić. Dzięki pracy w „Przystani” zaczęłam bardziej wierzyć w siebie. Poczułam się ważna. Ogrom pozytywnych słów, które usłyszałam od swoich podopiecznych, sprawił, że po raz pierwszy popłakałam się ze szczęścia, zadając sobie pytanie w głowie: „Czy na pewno mowa o mnie?”. Pracując ze starszymi osobami, podszkoliłam również język kaszubski ha, ha!
– Mam wrażenie, że nie tylko język kaszubski, ale wyniosłaś z tej znajomości naukę życiową.
– O tak. Historia z panią Izą to dowód na to, że niezależnie od przeciwności losu, zawsze można znaleźć w sobie siłę do walki o lepsze jutro. Praca z nią oraz innymi podopiecznymi pokazała mi, jak ważna jest empatia, cierpliwość i wzajemne wsparcie. Każdego dnia uczę się czegoś nowego, a widząc postępy i uśmiechy na twarzach moich podopiecznych, wiem, że to, co robię, ma głęboki sens. Ogromny szacunek należy się również rodzinom, które na co dzień zajmują się swoimi bliskimi i towarzyszą im w chorobie. W moim odczuciu są bohaterami bez peleryny. Praca nie tylko pozwala mi pomagać innym, ale także sprawia, że sama staję się lepszym człowiekiem. Wierzę, że każdy z nas ma w sobie moc, by zmieniać świat na lepsze, krok po kroku, uśmiech za uśmiechem.
– Wiesz co? Ja wcale się nie dziwię Twoim podopiecznym, że czują się przy Tobie młodo – Ty zarażasz optymizmem! I trzymaj tak dalej! Bardzo dziękuję Ci za rozmowę.