O pokonywaniu depresji, czyli o wyjściu z „czarnej dziury”, aż po naukę gwizdania, tańczenia i… zalotów do własnego męża!
W „Przystani” życie toczy się nie tylko w dziennym domu seniora, ale i poza nim. Spółdzielnia prowadzi szerszą działalność. Między innymi świadczymy opieki domowe, są to: usługi asystenckie, wytchnieniowe i zwykłe. Chcemy państwu przybliżyć pracę naszych opiekunek. Opowiedzieć o nich samych, o ich sukcesach. Dziś zaprosiliśmy panią Dorotę Lademann jedną z naszych opiekunek, która chciała opowiedzieć o trudach i radościach, jakie napotyka w pracy.
– Dorotko! O kim chciałabyś nam dzisiaj opowiedzieć, o jakim swoim podopiecznym?
– O pani Krysi ze Strzelna.
– Od kiedy się nią opiekujesz?
– Już ponad rok, od zimy ubiegłego roku.
– To już trochę czasu minęło. W jakim stanie pani była na początku waszej znajomości? Jakie były Twoje odczucia?
– Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, trochę się załamałam, nawet popłakałam w kącie. Pani Krysia przez trzy miesiące nie odezwała się do mnie słowem, było to dla mnie bardzo trudne doświadczenie. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką sytuacją, z osobą w takiej depresji. Choć pracowałam kiedyś w całodobowym domu seniora.
– Czy pani była sprawna ruchowo?
– Nie. Siedziała na wózku. Miała dość silne przykurcze. Nie pozwalała się dotknąć, a musiałam ją kąpać i pielęgnować.
– To rzeczywiście po ludzku musiało być trudne. Pewnie czułaś się przez panią nieakceptowana. Powiedz, proszę, jak udało ci się z panią nawiązać kontakt, przełamać pani milczenie, niechęć, wyrwać ją ze swojego zamkniętego świata.
– Oj, było to trudne! Właśnie postawiłam na nawiązanie kontaktu z panią. Ponieważ pielęgnacja była w znacznym stopniu utrudniona czy niemożliwa, najpierw chciałam nawiązać z nią relację, by przełamać jej lęk. Opowiadałam pani o sobie zwyczajne, codzienne rzeczy, co robiłam, jakieś wspomnienia z dzieciństwa. Zauważyłam, że ją to zaciekawiło i słuchała moich opowieści. Aż pewnego razu przywiozłam swój album ze zdjęciami, wzięłyśmy też pani album, opowiadałam jej, pokazywałam i prosiłam, by powiedziała mi, kto na nich jest. To zadziałało! Pani Krysia zaczęła do mnie mówić ! Następnym razem na mój widok powiedziała „gdzie tak długo byłaś?” Aż się popłakałam ze wzruszenia! Od tamtego czasu pani Krysia na powitanie mówi do mnie właśnie te słowa. Jest to dla mnie najpiękniejsze 'dzień dobry’.
– Widzę, że pani Krysia zwraca się do Ciebie po imieniu. Udało Ci się zmniejszyć dystans.
– Ja sama czasem zwracam się do pani po imieniu! Ale wcale nie jest to oznaka lekceważenia, wręcz odwrotnie! Chciałam przełamać pani wycofanie, by miała poczucie, że może mi zaufać. To jest istotne. Jako opiekun czasem z żartem mówię do pani i nie tylko do niej – do każdego podopiecznego – z odwagą, z radością, z życzliwością.
– Widzę, że pani traktuje Cię bardzo czule i jak osobę bliską?
– Oj tak! Jednego razu, kiedy przyszłam po długiej nieobecności, stanęłam przed panią i mówię „pani Krysiu, kto ja jestem?”, a ona do mnie „ty jesteś moja córka!” Nawet czuję się tam bardzo ciepło przyjmowana i właśnie jak córka. Kiedy przychodzę, pan Józef – mąż pani Krysi – idzie zrobić zakupy, albo załatwić jakieś sprawunki. Wie, że może mi zaufać, że ze mną pani jest bezpieczna. A on w tym czasie odpocznie i zajmie się sprawami domowymi.
-A jak radzisz sobie z karmieniem pani, z żywieniem, czy chętnie je?
-No, niestety pani nie chciała jeść, albo jadła bardzo niewiele. Któregoś razu – chyba po kąpieli poczułam się bardzo głodna. Tak wymsknęło mi się „pani Krysiu, ale ja jestem głodna!” A na to ona „ja też!” I poszłyśmy do kuchni, usiadłam przy niej i razem jadłyśmy! Od tamtego czasu pani je bez problemu. Nawet nauczyła się pluć pestkami, kiedy jadłyśmy czereśnie! Jest to trochę śmieszne, ale to bardzo ważna umiejętność. Pani nabrała nawet trochę mięśni, a była bardzo wychudzona. Jak na Wielkanoc przewróciła się i złamała kość biodrową, wróciła ze szpitala z odleżynami. Razem z pielęgniarką – panią Hanią, pielęgnowałyśmy te rany. Teraz nie ma po nich ani śladu.
Pani Krysia się przewróciła?
– Tak, spadła z łóżka. No, niestety upadki to jeden z częstszych problemów geriatrycznych – zwykle po takich upadkach pacjenci już nie wstają na nogi i lekarze powątpiewają w powrót pacjenta do zdrowia.
– Co robiłaś, że pani zdrowie uległo tak znacznej poprawie?
– Przychodził do pani rehabilitant oprócz pielęgniarki. To działanie drużynowe, kilku osób. Zachęcałam ją do spacerów po pokoju, motywowałam na różne sposoby. Teraz pani siedzi, co prawda na wózku, ale czasem nawet tańczymy.
– Jak dziś wygląda czas, jaki spędzasz u pani Krysi?
– Dzień zaczynamy od różańca w łóżku. Niekiedy oglądamy seriale, ale nie biernie – odpytuję panią, co tam się działo, stymuluję jej pamięć. Czasami śpiewamy jakieś piosenki z lat pani młodości lub współczesne. Recytujemy wiersze, czytamy książki. Kiedy indziej wraz z panem Józefem śmiejemy się do rozpuku, aż bolą nas brzuchy i przy takiej okazji nauczyłam panią gwizdać! A pewnego dnia pani Krysia niedwuznacznie zaczęła się zalecać do męża, hmm… własnego męża!
– Jak rodzina, dzieci reagują na zmiany pani zdrowia?
– Bardzo się cieszą, że do pani przychodzę. Czują ulgę, bo dostrzegają olbrzymią różnicę, poprawę w stanie zdrowia mamy. Pamiętają, że wcześniej mieli z nią ogromny kłopot. Raz, kiedy syn przyjechał, powiedziała do niego „a gdzie kwiaty?” Oczywiście zaraz naprawił swój błąd. Są mi bardzo wdzięczni. Jest to dla mnie miłe. Pan Józef przytoczył mi słowa, które powiedział lekarz, że dawno nie widział tak dobrze zadbanej starszej osoby i to w takim stanie zdrowia. Jest to dla mnie naprawdę olbrzymie uznanie.
– Bardzo Ci dziękuję Dorotko za rozmowę, za spotkanie, że znalazłaś czas, by się ze mną spotkać.